Francuscy policjanci, którzy po szaleńczym pościgu wyciągali kierowcę z rozbitego mercedesa, bo uderzył w barierkę na Bulwarze St. Germain, nie wierzyli własnym uszom. Mężczyzna, który o mały włos nie spowodował tragedii, oświadczył im, że jest dyplomatą. Nie uwierzyli mu, bo choć auto faktycznie było na dyplomatycznych numerach, to kierowca nie miał przy sobie żadnych dokumentów. W radiowozie policjanci kazali mu dmuchać w balonik. Okazało się, że ujęty przez nich pirat drogowy jest pijany.

Kilkanaście minut wcześniej pędzącego przez Paryż kierowcę namierzył patrol drogówki. Gdy policjanci wyszli na środek drogi, by zatrzymać samochód, który poważnie przekroczył prędkość, mercedes tylko przyspieszył i o mały włos nie rozjechał funkcjonariuszy. A gdy policja ruszyła w pościg, próbował zepchnąć radiowóz z drogi. Policjanci postanowili przestrzelić mu opony, ale to też nie zatrzymało kierowcy. Zrobiła to dopiero barierka w centrum Paryża.

Ambasadora Flückigera, gdy jego tożsamość została już potwierdzona, wypuszczono do domu bez stawiania zarzutów. Chroni go immunitet dyplomatyczny. Szwajcarskie MSZoświadczyło jednak, że jeśli Paryż tego sobie zażyczy, odbiorą go swojemu dyplomacie. Wówczas Flückiger stanie przed francuskim sędzią i odpowie za jazdę po pijanemu, stawianie oporu policji i spowodowanie zagrożenia na drodze.

Szwajcarskie media zachodzą w głowę, jak tak doświadczony dyplomata na tak prestiżowej placówce mógł po prostu upić się i usiąść za kierownicą. Tabloid "Blick" żartem przypomina, że szwajcarska ambasada miała promować we Francji szwajcarskie wina. "Może ambasador przesadził podczas degustacji?" - pyta gazeta.

wyborcza.pl