Francuski lotniskowiec atomowy Charles de Gaulle dołączy do amerykańskich okrętów obecnych na Morzu Śródziemnym w pobliżu Syrii – pisze portal challenges.fr, powołując się na źródła zbliżone do ministra obrony Francji. Okręt miał wypłynąć z bazy w Tulonie. Armia zaprzecza tym informacjom.
Charles de Gaulle miał kilkumiesięczną przerwę w działaniu z powodów "technicznych", co najprawdopodobniej oznacza rutynowy remont i usuwanie usterek, które są plagą francuskiego lotniskowca.
Teraz jednostka ma dołączyć do okrętów USA, które krążą po wschodnim Morzu Śródziemnym. Charles de Gaulle ma "natychmiast" wyruszyć w pobliże "Cypru i wybrzeży Syrii".
- Decyzja została już podjęta, mimo że jeszcze jej nie upubliczniono – twierdzi źródło, na które powołuje się portal. Lotniskowiec ma być w pełni zdolny do służby po wielomiesięcznej przerwie.
Informacji tych nie potwierdziły francuskie władze. - Okręt nadal jest w porcie i nie ma żadnego rozkazu wyruszenia w morze – powiedział Gilles Jarron, rzecznik sztabu generalnego wojska francuskiego.
Duma Francji
Jedyny francuski lotniskowiec przenosi na pokładzie około 30 samolotów, które mogą posłużyć do potencjalnego ataku na Syrię. Charles de Gaulle brał już udział w podobnej kampanii libijskiej w 2011 roku, kiedy z jego pokładu startowały maszyny Rafale i Super Etendard, które między innymi miały zatrzymać pancerną ofensywę wojska Muammara Kadafiego na Bengazi, wówczas ostatni bastion rebeliantów.
Nie jest jednak oczywiste, że lotniskowiec zmierza ku wybrzeżom Syrii. Potencjalna koalicja ma szereg baz w pobliżu kraju Baszara el-Asada, w tym "niezatapialny lotniskowiec" w postaci Cypru. Turcja natomiast według nieoficjalnych informacji oferuje krajom NATO swoją bazę w Incirlik, skąd maszyny koalicjantów mogłyby spokojnie operować nad Syrią.
Charles de Gaulle może dotrzeć w okolice działań w mniej niż tydzień, co ma swoje zalety. Okręt jest kompletnie wyposażoną bazą lotniczą i w razie potrzeby samoloty z jego pokładu mogą wejść do działań natychmiast, bez czekania na przerzut zapasów, jak to ma miejsce w wypadku baz lądowych. Jednocześnie lotniskowiec jest flagowcem francuskiej floty i źródłem dumy narodowej Francuzów, więc jego udział w interwencji może mieć też wymiar propagandowy.
Oczywiście okręt mógł również wyjść w morze zgodnie z wcześniejszymi planami i jego rejs ma charakter rutynowy. Jednak Francuzi wypowiadają się dość ostro na temat Syrii, wprost obwiniając reżim o ataki przy pomocy broni chemicznej. - Bierzemy pod uwagę wszystkie opcje. Jedno jest pewne, nie można nic nie zrobić - mówił w poniedziałek Laurent Fabius, szef francuskiej dyplomacji. - Reakcja musi być proporcjonalna i stosowne decyzje zapadną w ciągu kilku dni - stwierdził minister w poniedziałek.
tvn24.pl