Przywiązany do 55 wypełnionych helem kolorowych balonów Amerykanin Jonathan Trappe przeleciał nad kanałem La Manche. Wystartował z południowej Anglii i po pięciu godzinach, odcinając kolejne balony, wylądował na polu kapusty we Francji.
Pokonał w ten sposób około 100 km. Po wylądowaniu zapewnił, że marzył o tym całe życie. Było to "wyjątkowe, ciche, spokojne przeżycie" - zapewnił. Dlaczego zdecydował się na tak wyjątkową podróż? "Nigdy nie śniło się wam, że łapiecie wiązkę baloników i odlatujecie? Myślę, że jest to coś wspólnego ponad kulturami i ponad granicami, po prostu cudowna fantazja, by chwycić balony i unieść się w przestrzeń" - wyjaśnił.
Jednak jego podróż nie była tylko kwestią fantazji. Przed pokonaniem kanału Trappe musiał zdobyć pozwolenia od francuskich i brytyjskich władz nadzorujących ruch powietrzny. Oprócz balonów zaopatrzył się w specjalnie przygotowane i obciążone krzesło, na którym siedział i do którego przywiązano balony, przekaźnik lotniczy, butle z tlenem, radio samolotowe i urządzenia namierzające jego pozycję.