- Te manuskrypty to nasza tożsamość. To dzięki nim byliśmy w stanie zrekonstruować naszą historię, historię Afryki, o której wszyscy myślą, że istnieje jedynie w przekazach ustnych - mówi Abdoulaye Cisse, kustosz biblioteki, a właściwie Instytutu Szkolnictwa Wyższego i Badań nad Islamem im. Ahmeda Baby.
Islamiści niszczyli kulturę w imię Allaha.
Dlatego gdy fundamentalistyczni rebelianci opanowali północną część Mali, a potem zdobyli m.in. Timbuktu i zaczęli wprowadzać w mieście swoje porządki, w głowie dyrektora i jego współpracowników zaczął dojrzewać plan, jak uchronić bezcenne zbiory przed islamistycznymi barbarzyńcami.
Muzułmańscy fanatycy niedługo po tym, jak wkroczyli do Timbuktu, zniszczyli historyczne grobowce miejscowych świętych, kazali kobietom zasłonić twarze i zabronili im się malować, zamknęli salony piękności i zakazali grania miejscowej muzyki - słynnej na cały świat. Przez 10 miesięcy w imię Allaha usiłowali zmusić mieszkańców do stosowania się do ich ortodoksyjnej interpretacji islamu.
Kiedy francuska interwencja w Mali zmusiła rebeliantów do odwrotu z miasta, postanowili zniszczyć jego najcenniejszy zabytek - zbiory rękopisów w nowo wybudowanym budynku Instytutu Ahmeda Baby, który zajęli na jedną ze swoich kwater. To, czego nie wiedzieli, to fakt, że przed ich inwazją do nowej siedziby przeniesiono tylko około 2 tys. z około 30 tys. manuskryptów. Większość kolekcji została jednak w starej bibliotece.
Bojownicy włamali się na wystawę i do laboratorium, zebrali leżące tam manuskrypty i podpalili. (Później okazało się, że zniszczyli tylko niewielką część przeniesionych zbiorów - red.) Starego budynku nie przeszukali. A niewiele by w nim znaleźli.
Spisek bibliotekarzy jak z hollywoodzkiego filmu
Kiedy 23 stycznia mieszkańcy domów w sąsiedztwie muzeum przybiegli do pracowników biblioteki z hiobową wieścią - islamiści podpalili zbiory! - jednym z niewielu, którzy nie załamali się i nie zaczęli płakać, był dyrektor Cisse. Od miesięcy starannie ukrywał przed światem sekret: wszystkie zbiory ze starego budynku - niemal całość kolekcji - wywieziono po kryjomu w bezpieczne miejsce.
Przez dwa tygodnie sierpnia ubiegłego roku Abba Alhadi pakował kolejne książki do pustych worków po ryżu i prosie. W nocy ładował worki na wózek, którym z reguły miejscowi wożą pudła z warzywami na targ, przeprowadzał przez miasto i ładował na ciężarówki lub do bagażników motocykli. Pojazdy zawoziły bezcenny ładunek na brzeg rzeki Niger, skąd drogą wodną transportowane były do miasta Mopti - pierwszego będącego pod kontrolą rządu. Stamtąd sqmochodamimanuskrypty przewożono do stolicy - Bamako.
Islamscy bojownicy nie odkryli spisku. - Pewnie spodziewali się, że to raczej ktoś z zeuropeizowanej elity miasta będzie próbował ratować rękopisy - powiedział Alhadi agencji Associated Press. Czyją uwagę zwróciłby niepozorny, wyglądający jak biblijny patriarcha staruszek, pchający wolno wózek z workami ze zbożem?
Źródło: www.gazeta.pl