Stary Rynek wypełnił się zapachem. Najmocniej pachną sery. Owcze, kozie, krowie, francuskie sery dojrzewające wydzielają ostrą woń. Zapachu nie pokonają nawet wiszące na straganach naprzeciwko woreczki wypełnione lawendą. - O, ale tu skarpetami jedzie - mówi do swej towarzyszki przechodzący przez Stary Rynek mężczyzna. Ale dla wielu innych zapachy francuskich serów to poezja - wdychają je z rozkoszą.
Dalej wędliny. Też pachną osobliwie, choć woń tę trudno nazwać. - Kiełbasa z byka? - dziwią się przechodnie. Są też z kaczki, z jelenia, z grzybami, z orzechami.
Potem trochę odpoczynku dla nosa: długi stragan z apaszkami. Klientki macają kaszmirowo-jedwabną dzianinę, dyskretnie sprawdzają, czy szale nie przeszły woniami z okolicy. Kilka kroków dalej ludzie tłoczą się przy stoisku z wypiekami. Croissanty pachną tak mocno, że ledwo czuć zapachy z sąsiedzkiego stoiska z perfumami.
Przed Arsenałem jarmarkowi goście przyciskają sobie do nosów kolorowe kostki. To marsylskie mydła, 8 zł za sztukę. Brązowe pachnie kwiatem kasztanowca, soczyście zielone - paprotką, a szaro-granatowe - opium.
- Bonjour!
- Merci, madame! - słychać głosy sprzedawców. To nie przedstawiciele importerów. Swój towar polecają francuscy rzemieślnicy z krwi i kości. Można poczuć się jak w Paryżu.
Jarmark potrwa do niedzieli. I w sobotę, i w niedzielę będzie czynny w godz. od 9 do 20. Jeśli jarmark się spodoba, stanie się poznańską tradycją, a za rok wzbogacony zostanie o ofertę kulturalną.
gazeta.pl