Zamieszanie wokół Gérarda Depardieu zwróciło uwagę na niebotyczne zarobki francuskich aktorów, częściowo opłacanych przez państwo. Tamtejsza kinematografia stworzyła uprzywilejowaną kastę gwiazd, ale jednocześnie produkuje doskonałe filmy.
Jeszcze zanim Depardieu wywołał skandal, przyjmując rosyjskie obywatelstwo i chwaląc tamtejszą demokrację, głośno było o jego rezydencji w paryskiej dzielnicy Saint-Germain-des-Prés, którą aktor wystawił na sprzedaż. Mur wzdłuż wąskiej ulicy Cherche-Midi zdradza niewiele. Agencja nieruchomości i kilka kolorowych pism pokazało jednak, co jest w środku: posiadłość o powierzchni 1,8 tys. m kw., składająca się z kilku domów połączonych tarasami i ogrodem we wszystkich barwach lata i jesieni. Główny XIX-w. budynek został pieczołowicie odrestaurowany, wyposażony w szklane ściany i okna w suficie. Wstawiono windę i basen w podziemiach. Pod młotek idzie razem z dziełami sztuki, m.in. rzeźbami postaci naturalnych rozmiarów.
Rozmiary majątku aktora, który ma też zamek nad Loarą, były tylko częściowym zaskoczeniem. Przez lata był jedną z najlepiej opłacanych francuskich gwiazd. Według rankingu opublikowanego przez dziennik „Le Figaro” dwa razy – w 2003 i 2005 r. – okazał się wręcz najbogatszy, zarabiając po 3 mln euro rocznie. Paryską posiadłość kupił jeszcze w 1994 r. za 25 mln franków (równowartość dzisiejszych 4 mln euro). Przez lata w nią inwestował i dziś wyceniana jest na 50 mln euro.
Jego dochody pochodzą nie tylko z aktorskich gaż. Ma kilka restauracji, sklep rybny, koncesję na sprzedaż skuterów, winnice we Francji, Włoszech, Maroku, Algierii, Argentynie, a według ukraińskiej prasy także na Ukrainie. Jego DD Productions wynajmuje pojazdy specjalne, np. charakteryzatornie, na plany filmowe. Zainwestował w wydobycie ropy na Kubie. Nie pogardził zarobkiem z rąk córki uzbeckiego dyktatora Gulnary Karimowej, z którą nagrał piosenkę i w której filmie ma niebawem wystąpić.
Fabryka filmów
Mimo tej fortuny Depardieu nie jest dziś nawet w dwudziestce najlepiej opłacanych francuskich aktorów. W 2011 r. nie znalazł się na liście „Le Figaro” – kwoty tam wymieniane są kilkakrotnie wyższe niż kilka lat temu. Najlepiej opłacany aktor, reżyser i producent Dany Boon (autor komedii „Bienvenue Chez les Ch’tis” – „Jeszcze dalej niż Północ” z 2008 r.) zgarnął 7,5 mln euro.
Fakt, że czołowi francuscy aktorzy zarabiają bardzo dobrze, lepiej niż ich koledzy z innych krajów Europy, być może nie powinien dziwić. Francja, kolebka kina, traktuje siódmą sztukę ze szczególną atencją. To tu powstaje najwięcej filmów w Europie – blisko 300 rocznie, podczas gdy w Hiszpanii niecałe 200, w Wielkiej Brytanii czy Niemczech ponad 100. Tu istnieje najwięcej kin na głowę mieszkańca i sprzedaje się najwięcej biletów – ok. 40 proc. z nich to bilety na krajowe produkcje.
Francuscy twórcy filmowi od dawna mają się za równych hollywoodzkim, jeśli nie lepszych. W ostatnich latach dostali kolejne dowody, że ich twórczość ceniona jest na świecie. W 2011 r. komedia „Nietykalni” o sparaliżowanym milionerze i opiekującym się nim młodzieńcu z biednej dzielnicy pobiła rekordy oglądalności francuskiego filmu na świecie, a we Francji była pod tym względem druga, tylko za „Jeszcze dalej niż Północ”. Podczas ubiegłorocznej gali oscarowej aż pięć statuetek zgarnął niemy francuski „Artysta” (w tym dla najlepszego filmu, najlepszego aktora – Jeana Dujardin, i reżysera – Michela Hazanaviciusa). Kolejne nagrody trafiły się filmom o silnych powiązaniach z Francją i częściowo przez nią dofinansowanych: „O północy w Paryżu” Woody’ego Allena i „Hugo” Martina Scorsese. „To więcej niż sukces, to triumf. Oznacza, że wspieramy filmy, które zdobywają uznanie na całym świecie” – cieszył się Franck Priot, szef Film France, agencji, która wspiera produkcję zagranicznych filmów nad Sekwaną. Deszcz Oscarów potraktowano jako najlepszy dowód na to, że francuskie państwo ma rację wspierając kino, zamiast zdawać się wyłącznie na gusta rynku.
źródło: polityka.pl